sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 6 - Blondynka

Dedykacja dla ~ Ewy. :)

Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
~ Ed Sheeran - "Give me love"


 Odkąd przyjechałam od Johanny minęło sporo czasu. Cały czas jestem zaszyta w domu, a głowę zakrzątam sobie myślami o słowach Gale'a. Powiedział, że jeszcze się zobaczymy, ale ja liczę na brak takiej okazji. Choć ciekawi mnie, co chciał mi ostatnio powiedzieć, nie chcę się spotkać ani z nim, ani z jego hologramem. 
 Ostatnio nie mam z nikim kontaktu. Może oprócz Śliskiej Sae, która przychodzi do mnie i gotuje, czasem pomaga coś posprzątać. Przez ten czas zastanawiałam się, czy nie popadłam w paranoję lub czy nie potrzebuję psychiatry, ale wszystko ze mną ok. Po prostu nie mogę się pozbierać po stracie Prim, co owocuje strumieniami łez, ale poza tym chyba mogę normalnie funkcjonować. Na dworze zrobiło się naprawdę ciepło, ponieważ jest już maj. Jakiś miesiąc siedziałam tak sama w domu i rozmyślałam nad życiem. Zrozumiałam, że potrzebuję oparcia, kogoś kto może zapewnić mi bezpieczeństwo i choć odrobinę szczęścia. Wiem, że tym kimś jest Peeta. Ale dalej nie wiem, co mu powiedzieć. Podejść do niego i zagadać "cześć, kocham cię, zostań ze mną"? To byłoby głupie i samolubne, szczególnie, że on też przecież stracił rodzinę i jemu też jest ciężko. Ale postanowiłam spróbować. Brakuje mi go, muszę się chociaż z nim spotkać.
 Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do mojej szafy. Nie wiem co ubrać, mam tego całkiem sporo. Koniec końców wybieram błękitną sukienkę do kolan z granatowym paskiem w talii, bo jest za gorąco na spodnie. Idę powolnym krokiem do łazienki i spoglądam w lustro. Wytrzeszczam oczy. Strasznie się zaniedbałam. Bez zastanowienia wchodzę pod prysznic, a chłodna woda przyjemnie obmywa moje ciało. Wycieram się miękkim ręcznikiem, suszę włosy i zakładam sukienkę. Z uśmiechem stwierdzam, że ładnie podkreśla moją figurę. Myję zęby, a włosy standardowo plotę w luźnego warkocza. Wyglądam strasznie dziewczęco, ale z zaskoczeniem przyznam, że prezentuję się naprawdę ładnie. Uśmiecham się do siebie i idę zjeść śniadanie, choć prawie jest pora obiadu. Zjadam pośpiesznie kilka kanapek z szynką, wypijam herbatę i wychodzę na dwór.
 Ramiona owiewa przyjemny majowy wiatr, popołudniowe słońce oświetla moją twarz. Nie wiem dlaczego, ale nagle zaczęłam zastanawiać się, czy Annie już urodziła. Pewnie tak, od naszego spotkania minął prawie miesiąc. Przez chwilę się zawahałam, następnie skierowałam się w stronę domu Peety. Przeszedł mnie dreszcz, ale zapukałam. Stoję tak i czekam, kiedy ze swojego mieszkania wychyla się Haymitch. Patrzy pytającym wzrokiem i podchodzi do mnie.
 - Peety nie ma - kiwnął głową na drzwi. Zrobiłam zdziwioną minę.
 - Jak to go nie ma? A gdzie jest? - jeśli gdzieś pojechał, to się chyba załamię.
 - Ach, no tak, jak zwykle nic nie wiesz - przewraca oczami, po czym kontynuuje. - No więc kiedy postanowiłaś sobie wyjechać, a potem cały czas siedzieć w domu, Peeta postanowił zrobić coś pożytecznego, więc na nowo otwarł piekarnię. Teraz prawdopodobnie piecze bułki - rzuca mi ironiczny uśmiech.
 Przez chwilę zaniemówiłam. Nie sądziłam, że ponownie otworzy piekarnię, po tym co się stało, ale los widocznie lubi płatać mi figle.
 - Dzięki - odpowiadam. Chcę z nim porozmawiać, nie chcę czekać, aż wróci. Odchodzę, zanim Haymitch zdąży powiedzieć coś jeszcze.
 Kilka minut potem jestem przed piekarnią. Widzę go przez okno nowo odbudowanego budynku, który niegdyś należał do jego rodziców. Nogi się pode mną uginają, kiedy widzę jak uśmiecha się do staruszki, podając jej jakiś tort. Wygląda... uroczo. Och, ogarnij się, Katniss. A jeśli mnie zaatakuje? Nie, przecież ostatnio był miły... No trudno. Raz kozie śmierć. Naciskam na klamkę i uchylam drzwi, towarzyszy temu dźwięk dzwoneczków. Z ulgą zauważam, że prawie nikt nie zwrócił na mnie uwagi, a jest tu całkiem sporo ludzi. I co, mam do niego podejść i mu przerwać?
 W końcu staję w kolejce, postanowiłam, że coś kupię. Nerwowo czekam, aż przyjdzie moja kolej. Zaczynam się pocić. Mogłam jednak zaczekać, i przyjść do niego kiedy wróci do domu.
 - Dzień dobry, co podać? - pyta, nie odrywając wzroku od jakiejś kartki.
 - Poproszę kilka bułek serowych - pierwsze, co przyszło mi do głowy, to moje ulubione bułki od Peety. Na dźwięk znajomego głosu podnosi głowę i rozpromienia się. Z ulgą odwzajemniam uśmiech, szczerząc do niego zęby. Podaje mi zakup. Na szczęście byłam ostatnia w kolejce i możemy porozmawiać. Przełykam ślinę, a Peeta opiera się o blat.
 - No więc, co się stało, że postanowiłaś mnie odwiedzić? - mówi zadowolony. Na dźwięk jego głosu unoszę kąciki ust. Ech, co się ze mną dzieje?
 - Stęskniłam się za moimi ulubionymi bułkami - odpowiadam i zaczynamy się śmiać. - Za ile kończysz pracę? Chciałabym z tobą porozmawiać.
 - Dzisiaj wyjątkowo za piętnaście minut. Poczekaj chwilę, to pójdziemy razem - oznajmia, patrząc na zegar na ścianie. To mi jak najbardziej pasuje, więc kiwam głową. Znowu zrobiła się kolejka, dlatego idę usiąść przy stoliku.
 Ok, pierwsze kroki za mną i jeszcze się nie zbłaźniłam, więc jest dobrze. Stukam opuszkami palców o blat stołu i wyczekująco obserwuję, jak kolejka przed kasą się zmniejsza. W końcu zostajemy sami, więc Peeta idzie się przebrać, a ja w tym czasie wychodzę przed piekarnię. Po chwili Peeta do mnie dochodzi i uśmiecha się.
 - Wpadniesz do mnie na herbatkę? - mówi zabawnym tonem, przez co wybucham śmiechem, ale się zgadzam. Idziemy w milczeniu do jego domu, ponieważ nie wiem, co powiedzieć. Kiedy docieramy, Peeta wpuszcza mnie przodem i kierujemy się do salonu. Siadam na fotelu i czekam na Peetę, który poszedł zaparzyć herbatę. Przez ten czas rozglądam się po pokoju. Jest tu bardzo podobnie do mojego domu, w sumie chyba wszystkie domki w Wiosce Zwycięzców wyglądają podobnie. Po jakimś czasie Peeta przychodzi, podaje mi kubek i siada na fotelu naprzeciwko. Patrzy się na mnie i chyba czeka, aż zacznę coś mówić, ale kiedy się nie odzywam, sam zaczyna rozmowę.
 - Gdzie byłaś przez tamten tydzień? - mówi siorbiąc łyk herbaty.
 - Pojechałam do Johanny - unosi brew. Pewnie zastanawia się, czy powiedziała mi o ich rozmowach telefonicznych. - Spotkałam też Annie. Wiesz, że urodziła?
 - Tak, dała mu na imię Kevin - skąd on to wszystko wie? Z nią też rozmawia przez telefon? Rozszerzam oczy. Nie wiedziałam jak ma na imię.
 - Naprawdę? Nie miałam pojęcia, jak się nazywa - on w odpowiedzi przytakuje. Chwilę się zastanawiam, ale postanowiłam, że powiem mu, że wiem o jego rozmowach z Johanną. - Wiesz... Johanna mi powiedziała, że byliście w kontakcie telefonicznym.
 Pochylam się do przodu, ciekawa jak zareaguje na tę wiadomość. Wlepiam w niego oczy, ale on nie wydaje się być tym poruszony. Wzrusza ramionami i przechyla lekko głowę. Spodziewałam się jakiejś innej reakcji, ale prostuję się i wypijam duży łyk herbaty.
 - Potrzebowałem z kimś porozmawiać - mówi po chwili. Przestaję pić i patrzę mu w oczy, ale on spuszcza wzrok na kubek. - Bałem się, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać, to dzwoniłem do innych znajomych.
 - Dlaczego nie rozmawiałeś z Haymitchem? - udaje mi się coś wybełkotać. Moją głowę wypełnia fakt, że Peeta bał się, iż nie będę chciała z nim pogadać. Nie wiem, co mam o tym myśleć, ale rozumiem go. Wtedy chciał mnie zabić, ja też niepokoiłabym się na jego miejscu. Peeta ponownie wstrząsnął ramionami.
 - Czasami z nim gawędziłem. Ale zazwyczaj jak do niego szedłem, był pijany. Wtedy nie dało się z nim normalnie prowadzić konwersacji - uśmiecha się do mnie, a ja lekko unoszę kąciki ust. Nie mam pojęcia, co mu teraz powiedzieć.
 - Czy musisz mnie zawsze wprawiać w zakłopotanie? Nigdy nie wiem, co ci odpowiedzieć - mówię szczerze, a Peeta parska śmiechem.
 Resztę dnia spędzamy na pogawędkach o niczym. Nie jest to jakaś fascynująca rozmowa, ale cieszę się, że udało nam się spotkać i pomówić. Głupio mi się do tego przyznać, ale tęskniłam za jego głosem. Wieczorem Peeta mówi coś co mnie miło zaskakuje.
 - Ładnie dzisiaj wyglądasz - uśmiecha się, lustrując mnie wzrokiem.
 - Dziękuję - mamroczę. Czuję, że moje policzki się rumienią. Nie spodziewałam się tego. Zwracam wzrok na moje buty. Nie chcę, żeby widział jaka jestem czerwona, przez to, że mnie skomplementował.
 Kiedy moja twarz wraca do poprzedniego stanu - przynajmniej tak mi się wydaje - patrzę przez okno. Zrobiło się ciemno. Nie mam ochoty wracać do domu, ale nie mogę tak siedzieć tu godzinami. Peeta na pewno ma coś jeszcze do zrobienia.
 - No nic, pora iść - mówię od niechcenia i wstaję, kierując się do drzwi. Peeta idzie mnie odprowadzić. Już mam wychodzić, kiedy czuję, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Obracam się i stoję przed Peetą. Prawie stykamy się twarzami, ale muszę lekko podnieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, bo jest trochę wyższy ode mnie. Uśmiecha się do mnie, unosząc leciutko kąciki ust. Chciałabym odwzajemnić uśmiech, ale zatraciłam się w jego błękitnych oczach. Są niczym niebo lub morze, więc wzdycham cicho.
 - Nie chcę, żebyś sobie poszła - mówi cicho i powoli się do mnie przybliża. Po chwili odskakuje, jakby wszedł do lodowatej wody, a ja spoglądam na niego pytająco. Było blisko! Opuszcza wzrok na podłogę. - Przepraszam. Nie powinienem był, przecie... - nie daję mu dokończyć. Zarzucam mu ręce na szyje i wtulam się w jego umięśnioną klatkę piersiową. Peeta przez ułamek sekundy się waha, ale również mnie obejmuje. Słyszę bicie jego serca, wyczuwam ciepło pochodzące od jego ciała i zapach świeżego chleba. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie. W jego ramionach czuję się bezpieczna.
 - Ja też nie chcę iść - szepczę bardziej do siebie, niż do niego, ale chyba to usłyszał, bo mocniej mnie przytulił. Wszystkie smutki momentalnie mnie opuściły. Teraz liczy się tylko Peeta. Uśmiecham się do siebie. Podnoszę głowę i patrzymy sobie w oczy. Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha, ale gdy oprzytomniałam, wspięłam się na palce i trąciłam nosem jego policzek. Zachichotał i wziął mnie za rękę.
 - Chodź, zjemy kolację - szczerzy do mnie zęby. Kiwam głową, a chwilę potem jesteśmy w kuchni.
Na zegarku widzę, że jest już prawie dwudziesta druga. Kiedy to minęło? Siadam przy stole, na którym opieram łokcie i wpatruję się w krzątającego się po kuchni Peetę. Wzdycham cicho i mam nadzieję, że on tego nie usłyszał. Ocknęłam się, kiedy położył przed moim nosem porcję jajecznicy z różnymi dodatkami. Dopiero teraz zauważyłam, jaka jestem głodna. Uśmiechnęłam się do niego i zabrałam się za jedzenie. Skończyliśmy jeść w tym samym czasie. Peeta podszedł do mnie i chciał zabrać mi talerz, kiedy wzięłam go tak, żeby nie mógł go dosięgnąć. Nim zdążył się zapytać, co robię, chwyciłam jego talerz i wstałam z miejsca.
 - Ja pozmywam - powiedziałam i już miałam zamiar iść w stronę zlewu, ale Peeta wyrwał mi talerze z rąk, szczerząc się szeroko.
 - Ja zrobiłem, ja pozmywam - zmrużyłam oczy i spróbowałam patrzeć gniewnym wzrokiem, ale marnie mi to wyszło. Sięgnęłam w stronę naczyń, ale Peeta obrócił się w drugą stronę. - Nie wyrywaj  - rzucił ze śmiechem przez ramię i podszedł do zlewu.
 Stanęłam obok i zaplotłam ręce na klatce piersiowej, udając małą dziewczynkę, której ktoś zabrał lizaka. Mellark na mnie spojrzał i znowu zaczął się chichrać pod nosem. Prychnęłam i szturchnęłam go w ramię.
 - Idę spać - wymamrotałam i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku schodów. Po chwili Peeta mnie dogonił i wziął mnie za rękę, prowadząc do sypialni.
 - Będziesz spała tutaj. Jakby co, to będę w pokoju obok - podszedł do szafy w kącie i wyciągnął pomarańczową koszulę. Od razu przypomniało mi się, że to jego ulubiony kolor. Wrócił i podał mi ją. - W łazience są ręczniki i płyny do mycia. Gdybyś czegoś potrzebowała...
 - To jesteś w pokoju obok. Wiem, mówiłeś - dokończyłam za niego z uśmiechem. Odwzajemnił uśmiech i wyszedł z sypialni.
 Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, po czym założyłam koszulę. Miękki materiał zakrywał mnie do połowy ud, a rękawy musiałam podwinąć. Skąd Peeta ma taką wielką koszulę? Przecież chyba nawet na niego jest za duża. Włosy wycieram ręcznikiem, upinam je w prostego koka i wychodzę z łazienki, gasząc za sobą światło. Kładę się w łóżku i od razu dociera do mnie zapach typowy dla Peety. Zapewne tutaj śpi. Przykrywam się kołdrą pod samą brodę i wpatruję się w sufit. Pokój ogarnia ciemność, a ja próbuję nacieszyć się tym, że otacza mnie woń Mellarka, której mi brakowało. Po jakimś czasie moje powieki stały się ciężkie, więc zamknęłam oczy i obróciłam się na bok, jednak sen nie chciał nadejść. Zaczęłam rozmyślać o Peecie. Mimo tego, co przeszliśmy, wydaje się być szczęśliwy. A może udaje? Mógłby, ale po co? Żeby mnie pocieszyć? Kto wie. On potrafi dobrze ukrywać emocje, nigdy nie wiadomo, co kryje się w jego głowie. Po jakiejś godzinie leżenia mam dość, więc wstaję. Nie wiem co zrobię, ale nogi same prowadzą mnie do pokoju obok. Uchylam lekko jego drzwi, a Peeta od razu podnosi się do pozycji siedzącej.
 - Obudziłam cię? - pytam szeptem. On w odpowiedzi kiwa przecząco głową. Nagle poczułam potrzebę jego bliskości, więc bez namysłu podeszłam do jego łóżka. - Mogę spać z tobą? - mówię, zanim zdążę się ugryźć w język. Dobrze, że jest ciemno, bo czuję, że się zarumieniłam.
 Mellark przesuwa się i robi mi miejsce, więc kładę się obok niego. Nie zwracając uwagi, na to jak zareaguje, przybliżam się do Peety i wtulam się w jego klatkę piersiową. On obejmuje mnie ręką i głaszcze po włosach. Czuję ciepło bijące od jego ciała i momentalnie przypomina mi się sytuacja z Siedemdziesiątych Piątych Głodowych Igrzysk, kiedy śniły mi się koszmary, a Peeta odganiał je, pozwalając zasypiać mi w jego ramionach. Wzdycham cicho i wsłuchuję się w bicie jego serca jak w melodię. Chwytam jego drugą rękę i odpływam w spokojny sen.

 Kiedy się budzę, nie ma przy mnie Peety. Odruchowo zastanawiam się, czy to nie był sen. Gdy zauważam na sobie pomarańczową koszulę i to, że nie jestem u siebie, odrzucam tę myśl. Wychodzę z pokoju, rozglądając się po korytarzu, ale nikogo nie ma. Kieruję się do łazienki w sypialni, w której miałam spać i przebieram się w sukienkę z wczoraj. Naszła mnie dziwna myśl, żeby zatrzymać sobie tę koszulę, jednak niechętnie odłożyłam ją do szafy. Schodząc na dół, zaplotłam włosy w warkocza.
Już w salonie poczułam zapach bekonu i świeżego pieczywa. Wchodząc do kuchni, zauważyłam Peetę, który pogwizdując nalewa herbaty do kubków. Automatycznie mój wzrok powędrował na stół, bo jestem strasznie głodna. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Na stole leżało pełno talerzy, a na nich tosty, jajka, bekon, kiełbaski, chleb, dodatki do kanapek i masa innych pysznych rzeczy. Podeszłam do Peety i przytuliłam go od tyłu. Wzdrygnął się, ale po chwili zachichotał.
 - Zapraszam do stołu, panienko - powiedział z Kapitolińskim akcentem, przez co wybuchłam śmiechem.
 Posłusznie usiadłam na krześle, a Mellark położył herbatę i zajął miejsce naprzeciwko mnie, uśmiechając się do mnie promiennie.
 - Czym sobie zasłużyłam na takie cudowne śniadanie? - zapytałam, szczerząc do niego zęby.
 - Powiedzmy, że lubię gotować - puścił do mnie oczko i zaczął jeść, więc zrobiłam to samo.
 Po jakimś czasie czułam, że jeśli coś jeszcze zjem, to wybuchnę. Peeta chyba czuł to samo, bo niemal położył się na krześle. Już chciał wstawać, ale go wyprzedziłam.
 - Tym razem ja pozmywam - widząc, że chce zaprzeczyć, zatkałam jego usta ręką i powtórzyłam mu do ucha wcześniejsze zdanie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i tym razem nie próbował się kłócić, więc uśmiechnęłam się do niego z wyższością. Pozbierałam naczynia i ruszyłam w kierunku zlewu. Peeta poszedł do salonu, a ja kilka minut potem do niego dołączyłam. Usiadłam obok i wtuliłam się w jego ramię. Do południa oglądaliśmy jakieś Kapitolińskie programy. Kiedy się nam znudziło, zaproponowałam, żebyśmy wyszli na spacer, skoro Peeta dzisiaj nie pracuje, a on bez wahania się zgodził. Ubraliśmy buty i wyszliśmy na zewnątrz.
 Szliśmy ramię w ramię. Postanowiliśmy, że pójdziemy do lasu. Nie lubię się dzielić lasem, jakkolwiek to brzmi, ale wiem, że Mellarkowi mogę zaufać. Kiedy nie usłyszałam charakterystycznego brzęczenia, przeszłam przez ogrodzenie, a Peeta za mną. Nieświadomie złapałam Mellarka za rękę i już chciałam ją cofnąć, ale on odwzajemnił mój uścisk. Spacerowaliśmy pomiędzy drzewami, wsłuchując się w dźwięki przyrody. Gdybym polowała to byłabym zła na Peetę, bo przez protezę nie potrafi cicho poruszać się po lesie, ale teraz mi to nie przeszkadza. Usiedliśmy na niewielkiej polanie i bez słowa siedzieliśmy tak przez jakieś dwie godziny. Przynajmniej tak mi się wydaje. Przez cały ten czas myślałam, czy powiedzieć Peecie, co do niego czuję. W końcu kiedyś muszę to zrobić, ale boję się. Może on już nic do mnie nie czuje i po prostu chce być dla mnie miły? Nie chciałabym, aby tak było, ale nie mam pewności. Położyłam się na jego kolanach i zaczęłam bawić się jego palcami. On drugą ręką podrzucał mojego warkocza. Wpatruję się w jego twarz, która zwrócona jest w stronę drzew i rozmyślam, co on może czuć. Nie potrafię dalej tak się zastanawiać, lepiej dowiedzieć się, czy mam u niego szansę, niż napawać się fałszywą nadzieją. Westchnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, a Peeta odwrócił się do mnie pytającym wzrokiem. Wpatrzyłam się w trawę i przełknęłam głośno ślinę. Nie wiem co powiedzieć, to on jest dobry w rozmowach.
 - Peeta... - zaczęłam i popatrzyłam mu się w oczy. Błękitne źrenice wpatrywały się we mnie ze spokojem. Zawsze rozpływam się pod jego wzrokiem. - Muszę ci coś powiedzieć.
 Uniósł lekko brew i czekał, aż zacznę mówić. Czuję jak ręce zaczynają mi się trząść i ponownie opuszczam wzrok.
 - Ja... chyba zauważyłam pająka - spanikowałam. Nie wiem, jak mu to wyznać. Popatrzyłam na niego, a on przekrzywił głowę z rozbawieniem. Wypuściłam powietrze. Przynajmniej nie uznał mnie za wariatkę, czy coś. Zaśmiał się krótko. - Wracajmy już.

 Przed jego domem przytuliłam go mocno, jakby miał się rozpłynąć. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknął. Westchnęłam cicho. Jestem na siebie wściekła. To była dobra okazja, aby wyznać mu uczucia, a ja to musiałam zepsuć. Nagle nabrałam ochoty na nic nierobienie w moim mieszkaniu. Obróciłam się na pięcie i zamarłam widząc jakąś postać na schodkach mojego domu, której przed chwilą nie było. Mała blondynka siedziała z twarzą w dłoniach i płakała.

~~~~~~~~~~~~~

No to mamy szósty rozdział! Jest on dodany automatycznie, więc nie będę mogła odpowiadać na Wasze komentarze aż do 19 sierpnia, bo wtedy wracam. Następny post pojawi się dopiero 22 sierpnia, bo nie zdążyłam go napisać na 15. Chciałbym Wam bardzo podziękować za ponad dwa tysiące wyświetleń na blogu. Zapraszam do komentowania i obserwowania. Według mnie, dzisiejszy post jest trochę nudny i mdły, ale nie mi przyszło oceniać. :P
Pozdrawiam, Paulina Mellark ♥


8 komentarzy:

  1. O matko, pierwsza? O tak! Pierwsza!
    Rozdział w cale nie jest nudny ani mdły, to Ty masz jakieś widzi-mi-się! Rozdział bardzo, bardzo fajny... Pochwalam!
    A tak zupełnie serio - uwielbiam takie, hmm, 'przerywniki' w akcji. Można się uspokoić, zrelaksować i nacieszyć się szczęściem bohaterów. Dzisiaj było romantycznie, uczuciowo, emocjonalnie i... o niech Cię gęś kopnie, Kotna! Dlaczego nie możesz po prostu mu powiedzieć??
    Cieszę się, że Peetniss żyje. Przynajmniej na razie, przecież jeszcze czekamy na Gale'a.
    Pozdrawiam, Nym! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie nastała era Everlark! (określenie Peetniss bardziej popularne na insta niż w Polsce :p. Które nawet preferuje. Świat OTP mnie przytłoczył zupełnie).
    Okej, kim, do diabła, jest ta dziewczynka? I dlaczego rozdział został urwany w takim momencie? Ach, przez to będę o tym myślała aż do 22 sierpnia.
    Rozdział ogólnie świetny! :D
    Przepraszam, ale nie jestem w stanie napisać dłuższego komentarza ;( Jest okropny upał, a ja jeszcze jestem w lesie ze swoim rozdziałem. :O
    Pozdrawiam, Niezgodny Kosogłos

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo to dla mnie dedykowany rozdział jak miło ^^ i pisze z ano nim bo konta nie mam:/

    A tak wgl to PEETA!!! NARESZCIE NO!
    ja nie wytrzymam jaka blondynka??? Hyyyh Prim??? Nie możliwe...
    Ha hah aha czytając wątek o tym pająku normalnie się uśmiałam i byłam zła bo czemu ona mu nie powiedziała no!!! Czekam do soboty ;* i jeszcze raz dziękuję za dedyk ~ ewa

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykle na blogach moich czytelników, jeśli komentuję, to najpierw odnoszę się do błędów. A Ty nie zostawiłaś mi nic do skrytykowania :C Oszem, parę razy użyłaś złego czasu, biorąc pod uwagę zdarzenia, ale poza tym...Jeju, ale się podjarałam. A Katniss musiała spanikować. Znając życie, wyzna Peecie uczucia, gdy będzie ,,za późno'' albo w obliczu jakiejś katastrofy, jak zwykle :P
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. No, nie i znowu się spóźniłam ;-; Ale już się usprawiedliwiam, że wakacje dla mnie to zajęty czas, bo wyjazdy, spotkania itp...
    Co do rozdziału- matko, kobieto, co ty gadasz? Notka wspaniała! Cały czas się uśmiechałam, gdy ją czytałam :3 I wreszcie doczekaliśmy się Peetniss! Alleluja!
    Kiedy Katniss miała iść, ale Peeta ją zatrzymał, a później o mało co się pocałowali, po prostu zamarłam. To było takie cudne ♥ No i kiedy Kat wyzna mu, co czuje? Jejku, niech weźmie w garść i po sprawie :3
    Bardzo zaintrygowałaś mnie końcówką.
    *zaczyna rozkminiać, która z dziewczyn ma blond włosy* Może to być Prim, albo Madge, ale przecież obie nie żyją, więc nie mam pojęcia, czym nas znowu zaskoczysz.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału i życzę wiadra weny, kochana ♥
    K. G.

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko i córko ;-; 12 dni temu rozdział dodany a ja dopiero teraz komentuję, brawo :') przepraszam, ale ciągle gdzieś jeżdżę i prawie w ogóle nie korzystam z Internetu :/
    Ja wiem, ja wiem. Ta dziewczynka to Chloe Preston! Magiczne me zdolności jasnowidza ;p ale kim ona jest tak dokładnie to nie mam pojęcia ;-; może okaże się córką Haymicha *-* albo jakaś kuzynka Peety? ;0 dobrze że do soboty tylko dwa dni:D
    Rozdzial mi się baardzo podobał ^.^ w końcu Everlark :3 przepraszam ze tak krótko dziś ._.
    Kocham! Do soboty! :*
    ~willow k.

    OdpowiedzUsuń
  7. UWAGA, CZYTELNICY!
    Rozdział pojawi się w poniedziałek lub wtorek, ponieważ jestem na wsi i nie mam jak skończyć dla Was notki.
    Dziękuję Wam za komentarze. Willow K - no skąd Ty to wiesz? Hmm... :D Nie jest to nikt z rodziny Haymitcha ani Peety. Ale więcej nie zdradzę. ;)
    A, założyłam aska. Możecie zadawać mi pytania, postaram się odpowiadać na wszystkie. Jeszcze o tym wspomnę, ale mój ask to @Hunger_Games_My_Life
    Przepraszam ze z anonima, ale nie mogę się zalogować na telefonie. :p

    Paulina Mellark.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli Peeta się podniósł, a przynajmniej spróbował. Otworzył na nowo piekarnie, stara się przywrócić swojemu życiu normalność, albo może czuje, że jest to winny swojej rodzinie, w końcu piekarnia to był rodzinny interes, tak?
    Dlaczego Peeta ma protezę? Odpowiedź na to pytanie powinna zostać zawarta w opowiadaniu.
    Końcówka rozdziału taka bez emocji, przesłodzona, a jednocześnie pisana jak sprawozdanie. Niby o uczuciach, ale brak mi w tym było uczucia.

    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

~ Bo nadzieja umiera ostatnia.

Hej! Jeśli przeczytałeś rozdział, nie zapomnij skomentować! To dla mnie wiele znaczy, bo wiem, że ktoś czyta mojego bloga. Komentować mogą również użytkownicy anonimowi. Dziękuję za pozytywne komentarze, jak i za krytykę. :)