Dedykacja dla Zuzmenki. :)
Siedzę w pociągu pełna niepokoju. Przez ten pośpiech zapomniałam kupić biletu. Ech, znowu zwalam winę na wszystko. Pozostaje mi tylko czekać. Rozglądam się po moim transporcie. Jest inny, niż ten, którym jechałam na igrzyska. Nie jest tu tak... bogato. Odkąd pociąg ruszył z Dwunastego Dystryktu minęły dwie godziny, może trochę więcej. Za oknami widzę złote pola zboża i idealnie równe kolby jeszcze niedojrzałej kukurydzy. Wnioskuję, że jestem już w Dystrykcie Jedenastym. Momentalnie przypominam sobie o Rue, mojej sojuszniczce z Siedemdziesiątych Czwartych igrzysk. Była zdecydowanie za młoda na śmierć i to w taki sposób. Po moim policzku spływa łza. Rue przypominała mi Primrose, a teraz obydwie nie żyją, do tego z mojej winy. Świetnie znowu zaczynam płakać, a obiecałam sobie, że nie będę. Chowam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
Stajemy na stacji, czemu towarzyszy lekkie szarpnięcie. Nie wiem, w którym dystrykcie jesteśmy, ale widzę konduktora. Oblewa mnie fala paniki. Jedynym wyjściem jest ruszyć na stacje, a tam poczekać na kolejny pociąg.
Łapię za walizkę i kieruję się w stronę drzwi. Te się otwierają i już mam wysiadać, kiedy czuję na ramieniu dużą dłoń, która cofa mnie do tyłu. Już było blisko. Obracam się powoli w stronę konduktora. O dziwo nie wydaje się zły, a na jego twarzy gości szeroki uśmiech. Postanawiam zachowywać się tak jakby nic się nie stało, więc przybieram minę niewinnej osoby i zaczynam rozmowę.
- Witam. Wysiadam tutaj, czy coś się stało? - staram się, aby mój głos nie wydawał się podejrzany, ale słabo mi to wychodzi. Kiepska ze mnie aktorka.
- Ależ skąd. Po prostu zostawiła pani kurtkę na siedzeniu, panno Everdeen - jestem zaskoczona jego odpowiedzą. Skąd mnie zna? Może poznał po broszce przypiętej do kurtki? Choć może dlatego, że prawie każdy w Panem mnie zna. Przyglądam mu się bliżej. Od razu widać, że jest z Kapitolu. Złote włosy i niebieskie kreski pod oczami, które wyglądają jak fale. Wygląda na jakieś czterdzieści lat. Konduktor podaje mi kurtkę. Albo mi darował, albo zapomniał sprawdzić, czy mam bilet.
- Dziękuję - uśmiecham się dziwnie i odbieram moją zgubę. Odwzajemnia uśmiech i idzie dalej sprawdzać bilety.
Wypuszczam powietrze z ulgą. To nie mój przystanek, ale wolę zakupić bilet i dopiero potem jechać dalej, tak dla pewności. Jakieś dwadzieścia minut potem czekam na pociąg do Siódmego Dystryktu, tym razem z biletem. Przyjeżdża i po chwili jestem w środku. Teraz jestem spokojniejsza niż wcześniej.
Zostało jeszcze sporo czasu do przyjazdu na miejsce, więc chcę uciąć sobie drzemkę. Bilet kładę na stoliczku obok mojego siedzenia, gdyby przyszedł konduktor. Głowę opieram na ramieniu i jakiś czas potem udaje mi się zasnąć.
Drzemka nie trwała długo, na szczęście nic mi się nie śniło. Zauważam, że przez ten czas konduktor sprawdził mój bilet, więc chowam go do kieszeni w walizce. Resztę podróży spędzam bawiąc się moją broszką z Kosogłosem. Po jakimś czasie widzę za oknami piękny krajobraz leśny i wiem, że dojeżdżamy do Dystryktu Siódmego. Wysiadam na stacji, o mało nie przewracając się przez walizkę. Co się ostatnio ze mną dzieje? Kieruję się do Wioski Zwycięzców, gdzie jest dom Johanny. Po drodze mijam pełno drzew, większości nawet nie znam. W powietrzu unosi się piękny zapach lasu i świeżej trawy, który uwielbiam. Ale jest zdecydowanie lepszy niż w Dystrykcie Dwunastym. Domki są tu bardzo ładne, w większości drewniane i skromne. Na sam widok unoszą mi się kąciki ust.
Dochodzę do domu Johanny. Wioska Zwycięzców wygląda praktycznie tak samo jak u nas, ale jest tu więcej drzew. Jestem strasznie podekscytowana. A co jeśli nie będzie zadowolona? Może ma coś ważnego do roboty, a ja jej przerywam? Odrzucam od siebie te myśli. Jesteśmy przyjaciółkami, powinna się cieszyć. W końcu stoję przed jej domem i pukam do drzwi. Czekam chwilę, ale nikt nie otwiera, więc pukam ponownie.
- No idę, idę - słyszę niezadowolony głos Johanny. - Nie dadzą człowiekowi pospać - dodaje nieco ciszej, ale wciąż słyszalnie. Pewnie zrobiła to specjalnie, to byłoby w jej stylu. Stoję jak z kamienia. Co ja jej powiem? W ogóle tego nie przemyślałam. Gapię się przed siebie jak w obrazek, a moja ręka kurczowo zaciska się na rączce walizki, gdy słyszę dźwięk otwieranego zamka. Drzwi się uchylają, a za nimi stoi Johanna we własnej osobie... no i w szlafroku.
Patrzymy się na siebie, moja przyjaciółka wygląda na zdziwioną. Pociera oczy jakby nie wierzyła w to co widzi, lub po prostu jest zaspana. Obie możliwości mogą być trafne. Z jej twarzy nie da się nic wyczytać. Wpatruje się we mnie ze zmrużonymi oczyma. Jest wyraźnie zaskoczona, ale po chwili rzuca mi się na szyję z szerokim uśmiechem. Puszczam walizkę, żeby odwzajemnić uścisk, a mój bagaż ląduje na chodniku pod domem Johanny.
- No błagam, naprawdę? - jęczę zirytowana. Moja przyjaciółka śmieje mi się do ucha i wypuszcza mnie, stając z rękoma w kieszeniach szlafroka.
- Chyba nie masz udanego dnia - mówi, wciąż się śmiejąc. Ma racje, więc kiwam potwierdzająco głową, patrząc morderczym wzrokiem na mój bagaż. - Wejdź, ja wezmę walizkę.
Nie próbuję się kłócić, bo jestem już podrażniona tymi sytuacjami z tą torbą. Wchodzę do mieszkania Johanny. Otwieram buzię ze zdziwienia. Większość rzeczy jest w różnych odcieniach zieleni, wszędzie są motywy leśne, a nawet jest taki zapach. Ten salon od razu poprawia mi humor. Zauważam na ścianie kilka zdjęć i podchodzę do nich, Johanna w tym czasie przechodzi przez próg z walizką.
- Co ty w tym masz? Kamienie? - nie wydaje się być zadowolona. Nie zwracam na nią uwagi, zaciekawiły mnie zdjęcia.
- To ty i twoi rodzice? - pokazuję jeden z obrazków, odpowiadając pytaniem na pytanie. Przyglądam się zdjęciu, na którym jest portret rodziny Mason, przynajmniej tak mi się wydaje. Johanna wygląda na jakieś osiem lat, koło niej stoi jej mama. Urodę zdecydowanie odziedziczyła po niej. Obok nich stoi mężczyzna, który obejmuje swoją żonę. Johanna oczy ma po tacie, ale nic więcej. Wszyscy wyglądają na szczęśliwych. - Wyglądasz jak twoja mama, ale oczy masz po ojcu.
- Tak, wiem - odpowiada szybko. Chyba jest rozzłoszczona tym, że oglądam jej zdjęcia. Podchodzi do mnie i odwraca zdjęcia obrazem do ściany.
- Przepraszam, ja... - jestem lekko zakłopotana. Nie dokańczam, Johanna mi przerywa.
- Nie szkodzi - jej ton z powrotem jest łagodny, więc się rozluźniam. - Usiądź, zrobię herbatę.
Posłusznie siadam na kanapie, rozglądając się po salonie. Po chwili Mason przychodzi z napojem, podając mi jeden kubek. Biorę łyka, mamrocząc ciche "dziękuję". Johanna siada na fotelu naprzeciwko mnie ze swoim kubkiem herbaty i opiera łokcie na kolanach.
- No, co tam u ciebie? Opowiadaj - wpatruje się we mnie uważnie. Jestem lekko zdezorientowana tym pytaniem, dopiero po chwili odpowiadam.
- Świetnie - mówię krótko. Johanna mruży lekko oczy dalej mnie obserwując.
- Nie kłam w żywe oczy, Katniss - poprawia się, pije łyka herbaty i wraca do poprzedniej pozycji. - Mów, dawno się nie widziałyśmy.
- Naprawdę jest świetnie - wymuszam szeroki uśmiech, ale Johanna nie wygląda, jakby mi wierzyła. Powiem jej prawdę, w końcu to moja przyjaciółka. Podobno po wygadaniu się czuje się lepiej. Zmywam z twarzy sztuczny uśmiech, przybierając dziwną minę. Nie wytrzymuję, muszę się w końcu komuś wypłakać. - Ech, nic nie jest świetnie - zaczynam szlochając. Spuszczam wzrok, patrząc na moje stopy. - Co noc nawiedzają mnie koszmary, nie potrafię się pozbierać po śmierci Prim, Peeta mnie nienawidzi...
- Chwila, stop - mówi Johanna zdziwionym i zatroskanym głosem. Podnoszę wzrok, a ona patrzy mi prosto w oczy, wygląda na lekko zaskoczoną. - Dlaczego mówisz, że Peeta cię nienawidzi?
Patrzę zapłakanym wzrokiem na moją przyjaciółkę, która teraz siadła obok mnie. Jej pytanie mnie zaskakuje, więc spuszczam ponownie wzrok.
- To wiadome - odparowuję po chwili, szlochając dalej. - Próbował mnie zabić, uważa mnie za zmiecha...
- Dowód? - przerywa mi Mason. Jej głos brzmi stanowczo, więc odwracam głowę w jej stronę. Kiedy nie odpowiadam, chwyta mnie za ramiona, odstawiając wcześniej kubek na stolik i patrzy mi w oczy. - Dowód, że cię nie kocha? - ponownie zadaje swoje pytanie.
Nie potrafię nic z siebie wykrztusić. Patrzę tylko na nią, w moim gardle czuję gulę od płaczu. Po chwili Johanna odzywa się znowu.
- Posłuchaj mnie. Peeta był torturowany, to oni sprawili, że tak myślał - wiem to doskonale, jednak nie przerywam, bo jestem ciekawa co ma mi do powiedzenia. Od czasu do czasu pociągam nosem. - To go zniszczyło, trudno mu jest to pokonać. Stworzyli mur między tobą a nim, zmieniając jego wspomnienia. Stara się wrócić do normalnego życia, do ciebie. Kiedy to robi, dobija w ten mur. Mimo tego można go zniszczyć, jednak pozostaną po nim ruiny - widząc, że próbuję jej przerwać, ucisza mnie ruchem ręki i mówi dalej. - On cię kocha, Katniss.
- Skąd możesz to wiedzieć? - wykrztuszam, trawiąc jej słowa. Johanna waha się przez chwile, bierze oddech i zaczyna gadać dalej.
- Tak się składa, że utrzymuję z nim stały kontakt telefoniczny. Żali mi się z problemów i trudnych sytuacji. A wiesz dlaczego mnie? Bo ty mu nie ufasz, a on nie chce ciebie skrzywdzić.
Zamurowało mnie. Nie wiem, co powiedzieć. Milion myśli kłębi się w mojej głowie, próbując zebrać się do kupy. Johanna utrzymuje kontakt z Peetą, on jej się żali, nie chce mnie skrzywdzić, boi się, że zrobi to co kilka miesięcy temu, dlatego nie rozmawia ze mną zbyt często. Po chwili rozmyślań, niepewnie zaczynam mówić.
- To znaczy, że... - na mojej twarzy maluje się wiele emocji; zazdrość, bo Peeta ufał Johannie, złość, bo ukrywali to przede mną, szczęście, bo Peeta coś do mnie czuje, ale boi się tego okazać.
- Tak, ciemna maso. To znaczy, że on cię dalej kocha - na jej twarzy pojawia się szczery uśmiech. Gula w gardle i smutki znikają, zamiast tego pojawia się mimo wszytko radość. Mam ochotę skakać i tańczyć, choć tego nienawidzę. Czyli on mnie nie nienawidzi! To jedna z najszczęśliwszych rzeczy, jakie usłyszałam od kilku miesięcy. Zamiast robienia z siebie wariatki, opanowuję się i rzucam się na Johannę, mocno ją ściskając.
- Dziękuję - szepczę jej do ucha. Po moim policzku spływa łza i pierwszy raz od długiego czasu nie jest to łza smutku. Nie wiem za co jej dziękuję, ale czuję, że powinnam. Dała mi nadzieję.
Wydaje mi się, że śnię. W końcu puszczam Mason i siadam z powrotem, dopijając herbatę.
- Co cię do mnie sprowadza? - słowa Johanny przywracają mnie do rzeczywistości. Zamyśliłam się.
- Potrzebowałam oddalić się od tej samotności i z kimś porozmawiać - wypijam ostatni łyk herbaty i odstawiam kubek na stolik. Wydaje mi się, że w tej chwili nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru i przywrócić złych wspomnień. W końcu się od nich oderwałam, choć na małą chwilkę.
- Możesz zatrzymać się tu na ile chcesz, mi też brak towarzystwa powoli działał na nerwy - wymieniamy się uśmiechami. Z pewnością skorzystam z okazji. Zauważyłam, że zrobiło się ciemno. Nie wiem, ile czasu tu rozmawiamy, ale na zegarku w kształcie drzewa widać, że jest po dwudziestej drugiej. Zazwyczaj chodzę spać później, ale przez wrażenia dzisiejszego dnia nagle zrobiłam się śpiąca. Johanna mi powiedziała, że mogę spać w drugim pokoju na górze, więc zmierzam w tamtą stronę.
Dom Mason wygląda skromnie, ale mimo to jest przestronny. Wchodzę do wskazanego pomieszczenia. Jest tutaj tak samo ładnie jak w salonie, ale widać, że nikt tu nie zaglądał od jakiegoś czasu. W moim pokoju jest łazienka, więc walizkę kładę przy łóżku, zabieram piżamę i idę pod prysznic. Woda przyjemnie obmywa moje ciało, po chwili czuję się lepiej. Wychodzę z łazienki, zgaszając za sobą światło i idę do łóżka. Kładę się, ale nie potrafię zasnąć. Od godziny się już wiercę i mimo zmęczenia nie pochłania mnie sen. Myślę cały czas o tym, co usłyszałam od Johanny. Peeta coś dalej do mnie czuje. Na te słowa uśmiecham się pod nosem.
Przekręcam się z boku na bok i wyczekuję snu, ale nadaremno. Mason chyba musiała to usłyszeć, bo przyszła do mnie. Przez otwarte drzwi wpuściła światło z holu, ale zaraz je zamknęła. Bez słowa bierze krzesło, które stało pod ścianą, kładzie je obok łóżka i siada.
- Nie możesz zasnąć, ciemna maso? - jej ton jest łagodny, ale zaspany. Pewnie ją obudziłam tym wierceniem się. W odpowiedzi kręcę głową. Jest ciemno, ale przez światło księżyca, które wpada przez okno i tak da się wszystko zauważyć. - Tak myślałam.
- Johanna? - mówię po chwili ciszy. Nie odpowiada, ale wiem, że mnie słucha. - Co ja mam mu powiedzieć?
Moja przyjaciółka nic nie mówi, jakby się zastanawiała. Cisza staje się nieznośna, ale czekam cierpliwie na odpowiedź. Ona wie, że chodzi o Peetę.
- Najpierw musisz się zastanowić, co w końcu do niego czujesz - mówi jakby poirytowana moim pytaniem.
- Kocham go - odpowiadam bez wahania, patrząc się w oczy Johanny w ciemności. To chyba dobra odpowiedź. Co prawda, zdarzają się chwilę, kiedy boję się, że mi coś zrobi... Odrzucam od siebie te myśli. Jeśli mi coś zrobi, to nie on, tylko to co stworzył Kapitol. Muszę mu zaufać.
- No więc jaki masz problem?
- Nie wiem jak mu to powiedzieć. Boję się, że powiem coś, co do reszty zniszczy nasze relacje - Johanna złapała mnie za rękę. Patrzy na mnie, prosto w moje oczy.
- Nie możesz tak myśleć. Musisz powiedzieć mu to wprost - ma poważny wyraz twarzy.
- Łatwo ci powiedzieć - mruknęłam. Nie wiem skąd ona to wszystko wie, ale prościej jest powiedzieć, niż wykonać.
- Jeśli cię kocha, to nie obrazi się jak powiesz coś głupiego i dobrze o tym wiesz, ciemnoto - nie wiem dlaczego, ale się uśmiechnęłam. - Zresztą jest już przyzwyczajony.
Zachichotałam. W sumie ma rację. Moje myśli skierowały się do niej. Jest niewiele starsza ode mnie, ale przeszła więcej niż niejeden starzec. Zastanawiam się jak ona się jeszcze trzyma. Dwa razy brała udział w igrzyskach, jej rodzina została zamordowana przez Snow'a, była torturowana w Kapitolu, przeżyła wojnę... Podziwiam ją. Też dużo przeżyłam, więc doceniam to, że nie popadła w depresję. Ziewnęłam wbrew własnej woli. Johanna się uśmiechnęła.
- A teraz śpij. Jest już późno - nie chcę się z nią kłócić, choć chciałabym jeszcze z nią porozmawiać. Pokiwałam lekko głową. W jej głosie można było usłyszeć... troskę? Uniosłam kąciki ust i wciąż trzymając rękę Johanny obróciłam się na drugi bok. Po jakimś czasie odpłynęłam w błogi sen, myśląc o tym, jak przekonać Peetę, że coś do niego czuję.
~~~~~~~~~~~~~
No, udało mi się napisać ten rozdział jeszcze dziś! Chciałabym podziękować za komentarze, są one bardzo motywujące. Dobrze, że w górach pisałam sobie trochę na telefonie, bo pewnie bym się nie wyrobiła :D. Zachęcam do obserwowania mojego bloga (gadżet jest po boku) oraz komentowania. Mam nadzieję, że się spodobało - piszcie opinie, chętnie poczytam. Dzisiaj rozdział trochę dłuższy i jest sporo dialogów, ale i tak jestem z niego w miarę zadowolona, choć mogłoby być lepiej. Następny rozdział 1 sierpnia, w sobotę. :)
Pozdrawiam, Paulina Mellark ♥
Wydaje mi się, że śnię. W końcu puszczam Mason i siadam z powrotem, dopijając herbatę.
- Co cię do mnie sprowadza? - słowa Johanny przywracają mnie do rzeczywistości. Zamyśliłam się.
- Potrzebowałam oddalić się od tej samotności i z kimś porozmawiać - wypijam ostatni łyk herbaty i odstawiam kubek na stolik. Wydaje mi się, że w tej chwili nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru i przywrócić złych wspomnień. W końcu się od nich oderwałam, choć na małą chwilkę.
- Możesz zatrzymać się tu na ile chcesz, mi też brak towarzystwa powoli działał na nerwy - wymieniamy się uśmiechami. Z pewnością skorzystam z okazji. Zauważyłam, że zrobiło się ciemno. Nie wiem, ile czasu tu rozmawiamy, ale na zegarku w kształcie drzewa widać, że jest po dwudziestej drugiej. Zazwyczaj chodzę spać później, ale przez wrażenia dzisiejszego dnia nagle zrobiłam się śpiąca. Johanna mi powiedziała, że mogę spać w drugim pokoju na górze, więc zmierzam w tamtą stronę.
Dom Mason wygląda skromnie, ale mimo to jest przestronny. Wchodzę do wskazanego pomieszczenia. Jest tutaj tak samo ładnie jak w salonie, ale widać, że nikt tu nie zaglądał od jakiegoś czasu. W moim pokoju jest łazienka, więc walizkę kładę przy łóżku, zabieram piżamę i idę pod prysznic. Woda przyjemnie obmywa moje ciało, po chwili czuję się lepiej. Wychodzę z łazienki, zgaszając za sobą światło i idę do łóżka. Kładę się, ale nie potrafię zasnąć. Od godziny się już wiercę i mimo zmęczenia nie pochłania mnie sen. Myślę cały czas o tym, co usłyszałam od Johanny. Peeta coś dalej do mnie czuje. Na te słowa uśmiecham się pod nosem.
Przekręcam się z boku na bok i wyczekuję snu, ale nadaremno. Mason chyba musiała to usłyszeć, bo przyszła do mnie. Przez otwarte drzwi wpuściła światło z holu, ale zaraz je zamknęła. Bez słowa bierze krzesło, które stało pod ścianą, kładzie je obok łóżka i siada.
- Nie możesz zasnąć, ciemna maso? - jej ton jest łagodny, ale zaspany. Pewnie ją obudziłam tym wierceniem się. W odpowiedzi kręcę głową. Jest ciemno, ale przez światło księżyca, które wpada przez okno i tak da się wszystko zauważyć. - Tak myślałam.
- Johanna? - mówię po chwili ciszy. Nie odpowiada, ale wiem, że mnie słucha. - Co ja mam mu powiedzieć?
Moja przyjaciółka nic nie mówi, jakby się zastanawiała. Cisza staje się nieznośna, ale czekam cierpliwie na odpowiedź. Ona wie, że chodzi o Peetę.
- Najpierw musisz się zastanowić, co w końcu do niego czujesz - mówi jakby poirytowana moim pytaniem.
- Kocham go - odpowiadam bez wahania, patrząc się w oczy Johanny w ciemności. To chyba dobra odpowiedź. Co prawda, zdarzają się chwilę, kiedy boję się, że mi coś zrobi... Odrzucam od siebie te myśli. Jeśli mi coś zrobi, to nie on, tylko to co stworzył Kapitol. Muszę mu zaufać.
- No więc jaki masz problem?
- Nie wiem jak mu to powiedzieć. Boję się, że powiem coś, co do reszty zniszczy nasze relacje - Johanna złapała mnie za rękę. Patrzy na mnie, prosto w moje oczy.
- Nie możesz tak myśleć. Musisz powiedzieć mu to wprost - ma poważny wyraz twarzy.
- Łatwo ci powiedzieć - mruknęłam. Nie wiem skąd ona to wszystko wie, ale prościej jest powiedzieć, niż wykonać.
- Jeśli cię kocha, to nie obrazi się jak powiesz coś głupiego i dobrze o tym wiesz, ciemnoto - nie wiem dlaczego, ale się uśmiechnęłam. - Zresztą jest już przyzwyczajony.
Zachichotałam. W sumie ma rację. Moje myśli skierowały się do niej. Jest niewiele starsza ode mnie, ale przeszła więcej niż niejeden starzec. Zastanawiam się jak ona się jeszcze trzyma. Dwa razy brała udział w igrzyskach, jej rodzina została zamordowana przez Snow'a, była torturowana w Kapitolu, przeżyła wojnę... Podziwiam ją. Też dużo przeżyłam, więc doceniam to, że nie popadła w depresję. Ziewnęłam wbrew własnej woli. Johanna się uśmiechnęła.
- A teraz śpij. Jest już późno - nie chcę się z nią kłócić, choć chciałabym jeszcze z nią porozmawiać. Pokiwałam lekko głową. W jej głosie można było usłyszeć... troskę? Uniosłam kąciki ust i wciąż trzymając rękę Johanny obróciłam się na drugi bok. Po jakimś czasie odpłynęłam w błogi sen, myśląc o tym, jak przekonać Peetę, że coś do niego czuję.
~~~~~~~~~~~~~
No, udało mi się napisać ten rozdział jeszcze dziś! Chciałabym podziękować za komentarze, są one bardzo motywujące. Dobrze, że w górach pisałam sobie trochę na telefonie, bo pewnie bym się nie wyrobiła :D. Zachęcam do obserwowania mojego bloga (gadżet jest po boku) oraz komentowania. Mam nadzieję, że się spodobało - piszcie opinie, chętnie poczytam. Dzisiaj rozdział trochę dłuższy i jest sporo dialogów, ale i tak jestem z niego w miarę zadowolona, choć mogłoby być lepiej. Następny rozdział 1 sierpnia, w sobotę. :)
Pozdrawiam, Paulina Mellark ♥